24h z założycielką marki Forrider Collection
Forrider Collection, marka z ideą tworząca ubrania dla miłośników koni. Dzięki limitowanym charakterze kolekcji, możemy się poczuć wyjątkowi. Jeśli jesteście ciekawi jak wygląda dzień Kristiny Dziadkiewicz, założycielki marki Forrider Collection zapraszam do lektury ;).
8:00 Staram się nie wstawać przed ósmą rano. O tej porze nie budzi mnie ani budzik ani pies. Tylko syn. Ma dopiero 15 miesięcy, ale wie już co to jest poranna toaleta. Ubieramy się i idziemy na śniadanie. Już w trakcie śniadania włączam komputer i czytam maile. Najczęściej są od klientek. Pytają się o rozmiar, dostępność modelu, wysyłają swoje pomiary. Loguję się do sklepu aby przejrzeć co się wydarzyło na stronie przez noc. Pakuję zakupione rzeczy. Sprawdzam wszystko dokładnie.
10:00 Wychodzę z synem z domu. Jego najczęściej zawożę do przedszkola. Następnie wysyłam paczki do klientek. O tej porze najczęściej mam spotkanie w drukarni lub wyjazd do producenta tkanin. Omawiamy najnowszą kolekcję. Dopinamy szczegóły. W trakcie odbieram telefony, czasem dzwonią bliscy znajomi, aby pogadać przy kawie i drugim śniadaniu. Jeżeli nie mogę odebrać, oddzwaniam później.
12:00 Jadę do sklepu, aby zrobić zakupy. Nie kupuję gotowego jedzenia na mieście. Dbam o rodzinę. Wracam do domu po drodze odbierając syna. Najczęściej o tej porze idzie spać, czasem kładę się z nim aby się wyciszyć i odpocząć. Przemyśleć sprawy związane z projektowaniem. Po godzinnej regeneracji wstaję. Robię obiad. W trakcie odbieram telefony, odpisuję na maile. Przeglądam pokazy mody, czytam prasę.
14:00 Siadam z synem i mężem do obiadu. W naszym domu panuje zasada wspólnych posiłków. Organizujemy się tak, aby razem jeść. Nie oglądamy TV, nie mamy telewizora. Gdyby nawet i był to stałby zakurzony. Rozmawiamy, śmiejemy się. Po obiedzie każdy wraca do swoich zajęć.
15:00 Idę do pracowni, zamykam się. Otwieram umysł. Nie myślę o niczym innym. Kocham to miejsce. Pracuję nad nowym krojem. Przenoszę wszystko na papier. Później na materiał. Upinam wszystko na manekinie i łączę szwami. Zostawiam wszystko tak upięte. Gaszę światło, wychodzę z pracowni.
18:00 Spędzam czas z synem. Czytamy książki, bawimy się lub jedziemy do stajni. Spotykam się tam ze znajomymi, omawiamy wspólnie nową rzecz. Wymyślamy kolejną, mam ją w głowie. Czyścimy konie, jeździmy razem śmiejąc się i rozmawiając o starej kolekcji, co zostawić, a co już bezpowrotnie zniknie ze sklepu. Syn jeszcze nie chce spędzić dłużej niż chwila na kucyku, więc chodzi za psami i kotami. Wracamy do domu. Jemy razem kolacje. Kąpiemy się i przytulamy.
21:00 Najmłodszy członek rodziny idzie spać. Siadam do komputera, aby odpisać na kolejne wiadomości. Zamykam komputer i wracam do mojej świątyni. Przyjemny chłód sprawia, że umysł zaczyna trzeźwo myśleć. Patrzę na manekina. Widzę co jest źle, a co dobrze. Poprawiam, siadam do maszyn. Szyję. Kończę pracę nad nową rzeczą. Jest to na razie prototyp, ale jeżeli przejdzie wszystkie etapy to będzie w sklepie. Jutro próba druku. Później prania i noszenia. Za kilka dni kolejne pranie i prasowanie.
24:00 Idę do łazienki. Wchodzę do ciemnej sypialni, słyszę spokojne oddechy domowników, śpią. Kładę się i czuje jak każdy mięsień odpręża się. Kocham moje łóżko i moją pościel. Ostatnia myśl o nowej rzeczy przelatuje jeszcze przed oczami i więcej nie pamiętam nic…