
Sędzia KALOSZ
Pogoda jak na razie powiedziałabym jest lekko nijaka, ani zimowa, ani wiosenna. Cieszę się w sumie, że jest w miarę ciepło, natomiast bezapelacyjnie mogę ponarzekać na za małą ilość promieni słonecznych. Z drugiej strony jednak, plus jest taki, że nie pada, bo wtedy ogarnia mnie taka nostalgia, że tylko siedziałabym pod kocem i słuchała smętnych kawałków 😉 Wczoraj tak miałam, chociaż nie padało 😉 Co nie zmienia faktu, że deszcz wiosenny czy też nie, na pewno kiedyś przyjdzie i to nie na dzień czy dwa. A wtedy dobrze jest wyposażyć się w odpowiedni strój, bo przecież pogoda czy niepogoda, a do ludzi, tudzież koni wyjść trzeba.
Z tego względu dzisiaj rozpatrzymy pierwszą część „rzędu” przeciwdeszczowego – mianowicie KALOSZE.
Towarzyszą nam od wczesnego dzieciństwa, przekazywane z pokolenia na pokolenie, z brata na siostrę, niezbędne przy każdej wyprawie na grzyby i na kolonie. Można nawet powiedzieć, że kalosze należały do obowiązkowego wyposażenia każdego domu, prawie jak AGD. Nie miały w sobie nic ozdobnego, co w tym przypadku jest zaletą, bo zdarzały się też takie sztuki, które zamiast nie ozdabiać – odstraszały swoją brzydotą. Ja przez bardzo długi czas nie miałam swoich własnych prywatnych kaloszy, bo za każdym razem kiedy były mi potrzebne, mama mi mówiła: na pewno są jakieś cioci Jadzi w piwnicy, idź sobie poszukaj…. Owszem były, 30-letnie, sparciałe, rozpadające się w rękach 😀 Dobrze przynajmniej, że nie okazały się woderami… .
Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie przechodziłam także tego etapu co 90% jeźdźców szkółkowych i nie posiadałam górnolotnie nazywanych „gumowych oficerek”.
Jednak czasy się zmieniły i teraz, oprócz zwykłych kaloszy, dorobiłam się gumowych oficerek, skórzanych oficerek i 3 par kaloszy dla mojego konia 😉
Ale i nasz pospolity kalosz ewoluował. Odkąd postęp technologiczny pnie się na wyżyny swoich osiągów i metodą termo druku wgrzewają najrozmaitsze wzory w najrozmaitsze materiały to i kalosze stały się designerskim obiektem pożądania.
Druga sprawa, że w pewnym momencie, kiedy to przyszedł czas na jeździeckie trendy w modzie, wcześniej już wspomniane gumowe oficerki zaczęły się rozchodzić ze sklepów w tempie błyskawicznym i co druga osoba miała je na swoich nogach.
Trend ten poniekąd trwa po dziś dzień, a ilość wzorów i kolorów kaloszy jest po prostu nie do ogarnięcia. Absolutnie nie ma w tym nic złego, sama jestem zwolenniczką noszenia kaloszy, nawet gdy nie pada.
A tak już całkiem na serio, to osobiście nie wyobrażam sobie nie posiadania kaloszy, będąc częstym gościem w stajni. Skoro i tak „wypada” je mieć to czemu nie takie, które można po powrocie z zabłoconego padoku umyć w myjce i z powodzeniem wyjść w nich na miasto?
Dlatego tradycyjnie kilka propozycji:
KINGSLAND
BURBERRY
RALPH LAUREN
- JOULES
- GIVENCHY
- DAV
AIGLE
no i na sam koniec HUNTER’y
a ja chciałabym mieć każdą parę z niżej zaprezentowanego zdjęcia, a najlepiej wszystkie na raz 🙂