Newsy

Rain drops keep fallin’ on my….. jacket ?

14 marca, 2014 0 Komentarzy

Dziś przyszedł czas na drugą część „przeciwdeszczowego rzędu” , w zasadzie samą jego esencję, mianowicie KURTKĘ PRZECIWDESZCZOWĄ. Rzecz, z punktu widzenia jeźdźca równie nieodzowna co kalosze, albo jeszcze bardziej.

A i moja historia z kurtką przeciwdeszczową jest podobna do tej z kaloszami, bo pierwszej stricte przeciwdeszczowej kurtki dorobiłam się szykując się do wyprowadzki na Mazury, czyli jakieś 5 lat temu 🙂

Do tego czasu różne dziwne rzeczy się mnie imały, a funkcję „przeciwdeszczową” miały tylko w nazwie, albo do momentu kiedy nie zaczęło padać. Umyśliłam sobie kiedyś taką harcerską, przeciwdeszczową pelerynę w typie olejaka, na to moja mama w ferworze zakupów w second-hand’zie sprezentowała mi, krótko mówiąc niebieską ceratę do kolan, która w niczym nie przypominała mojej wymarzonej pelerynki. Pominę już fakt, że kiedy zdecydowałam się jej użyć podczas ulewnego deszczu , woda zaczęła spływać nie po tej stronie co trzeba i w efekcie ceratka przylepiła się do mnie jak taśma 3M. Po tym incydencie mój wspaniały płaszczyk docelowo zaczął pełnić rolę rowu z wodą hand-made 🙂

Porządna kurtka przeciwdeszczowa, oprócz swojego wiadomego zastosowania, jak dla mnie ma jeszcze jedną wyśmienitą zaletę, przynajmniej w okresie wczesnowiosennym, kiedy to końska sierść turla się po stajni niczym te okrągłe krzaki na westernach. Wtedy to, kiedy konie linieją na potęgę, a trzeba je wyczyścić, taka przeciwdeszczówka jest jak zbawienie, szczególnie jak ma się pod spodem polar, którego czepia się wszystko. Czyścisz takiego „Linieniucha” w takiej kurteczce, a później tylko zdejmujesz ją, strzepujesz i na nowo otacza Cie aureola czystości i świeżości 🙂

No a poza tym taka stylowa przeciwdeszczówka to SKARB w najczystszej postaci, i kilka takich skarbów serwujemy Wam dzisiaj, tutaj:

KINGSLAND